środa, 17 września 2014

Kwas Podlaski - Krynka


Na Kwas Podlaski natrafiłem w Auchan oraz Stokrotce. Zakupiłem jak każdy inny napój nazwany "kwas chlebowy", choćby po to by spróbować. Już po przeczytaniu składu wiedziałem, że zbyt wiele nie mogę się po nim spodziewać, na pewno nie stanę się zdrowszy, a sam "Podlaski" z kwasem ma wspólnego co najwyżej półkę.

Napój ma słodowo-chlebowo-chemiczny aromat, bardzo słaby. Pianka słaba, wynikająca raczej z gwałtownego nalewania, znika całkowicie już po chwili. Napój klarowny o bardzo słabej, brązowej barwie. 

W smaku - cóż. Bardzo sztuczny. Czuć elementy karmelu oraz kiepskiego ekstraktu słodowego. Bardzo słodki, aż nieprzyjemnie słodki, nie gasi pragnienia, a wprost przeciwnie - sprawia, że chce się pić jeszcze bardziej. Ale nie jest aż tak zły jak ten z Browaru Witnica.

Skład paskudny, dyskwalifikujący go nawet jako zamiennik coli.


Skład: woda źródlana, dwutlenek węgla, cukier, emulsja kwasu chlebowego (ekstrakt słodu 0,2%, aromat), kwas cytrynowy, cyklaminian sodu, acesulfam K, aspartam, sacharynian sodu, benzoesan sodu. Zawiera źródło fenyloalaniny oraz gluten.
Cena: 2,99 / 1,5 l
Dostępność: Auchan, Stokrotka






piątek, 5 września 2014

Krótko o kwasach

Wszystkie kwasy w jednym miejscu - krótki przegląd kwasów chlebowych. Zapraszam do zapoznania się. Lista będzie systematycznie uzupełniana. Na dzień dzisiejszy jest ich 23. Aby zobaczyć listę należy kliknąć "Kwasy chlebowe" u góry strony, lub ten link.

poniedziałek, 1 września 2014

Chłopski Kwas Chlebowy?

Ostatnio co raz częściej sięgam po Razowy Kwas Chlebowy, a i Podpiwek Jędrzej kupuję gdy mam okazję. Spory wpływ na to ma jego ogromna dostępność - jest w osiedlowych sklepikach, pojawia się w piekarniach, w każdym markecie. Trzy złote za półtora litra naturalnego napoju bez trucizn w składzie to bardzo dobra cena. Choć moim zdaniem Razowemu i tak bliżej do podpiwka albo napoju słodowego niż kwasu, ale i tak jest smaczny. Niestety, smakowe wersje nadal mi kompletnie nie podchodzą. Ogólnie rzecz biorąc Van Pur zrobił kawał dobrej roboty uruchamiając kampanię reklamową i prowadząc akcje samplingowe, mnóstwo osób w ogóle się dowiedziało, że jest coś takiego jak kwas bądź przemogło do jego spróbowania.

Skoro już jesteśmy przy Van Purze to zupełnie przypadkiem znalazłem na ich stronie taki oto wynalazek - Chłopski Kwas Chlebowy. Opisany jest jako "Oryginalny, naturalnie fermentowany kwas chlebowy z Polski. Produkt wytwarzany na bazie słodu żytniego i jęczmiennego z dodatkiem mąki żytniej." Choć sugeruje to znów bardziej podpiwek/napój słodowy niż typowy kwas to zaciekawił mnie niezmiernie - wiecie, gdzie to można dostać? 

Edit: otrzymałem informację od producenta, że Chłopski był dostępny tylko w Makro i Kauflandzie i nie będzie go aż do odwołania z powodu "zablokowania produktu przez te sklepy".

niedziela, 24 sierpnia 2014

Podwójna tęcza nad Bydgoszczą

Trochę popadało, więc nad Bydgoszczą zrobiła się tęcza - nie dość, że ta jaskrawsza miała zdublowane kolory, to jeszcze obok niej powstała większa.



sobota, 23 sierpnia 2014

Podpiwek Kujawski w domu

Dzisiaj otworzyłem nastawiony kilka dni temu Podpiwek Kujawski, o którym pisałem tutaj.

Nie zrobiłem wszystkiego do końca z instrukcją - zamiast 10 litrów zrobiłem tylko około 3,5 litra z około połowy zawartości paczki. I nie pożałowałem. Mocny, gorzki, palony smak kontrastuje z dość dużą niestety zawartością cukru (można zmniejszyć jego ilość) i subtelną drożdżową słodyczą, jednocześnie doskonale współgrając. Napój jest bardzo dobrze nagazowany. Dobry, bezalkoholowy substytut ciemnego piwa na wieczór.


piątek, 22 sierpnia 2014

Senojo Vilniaus - Vilniaus Alus

Pierwszy raz zwróciłem uwagę na to piwo jakiś miesiąc temu - rzuciła mi się w oczy etykieta ze starym zdjęciem Wilna. Widać na nim cerkiew św. Mikołaja widzianą z perspektywy Didžioji gatvė. Senojo Vilniaus znaczy z resztą dosłownie "Stare Wilno". 

Za drugim razem gdy ujrzałem to piwo zobaczyłem na etykiecie charakterystycznego wilka - symbol browaru Vilniaus Alus (wilki są też wytłoczone na etykiecie). Browar jest mi znany od kilku lat, ponieważ produkuje znakomite kwasy chlebowe (Bačkorių, Retro Gira, Wileński oraz Baltojo Tilto, którego jeszcze nie miałem okazji spróbować). Byłem ciekaw - skoro robią tak dobre kwasy to ciekawe jakie mają piwa?


Skład: woda, słód jęczmienny, chmiel, drożdże piwne. Alkohol 5%

Otwarcie piwa jest dziecinnie proste - kapsel jest odkręcany. Wystarczy użyć tylko nieco siły i odkręcać kapselek najlepiej przez koszulkę, bo tak łatwiej. Pianka składa się z mnóstwa malutkich bąbelków, wśród których zdarzają się pojedyncze całkiem spore, co nadaje jej dziurawy wygląd sera. Szybko opadająca. W aromacie da się wyczuć pewną metaliczność i zapach charakterystyczny dla dobrego, jasnego piwa. Smak z przyjemną goryczką, z dobrze wyczuwalnym chmielem, orzeźwiający i dość głęboki jak na jasne piwo, ale nie zanadto drażniący język. Nie zostawia niemiłych posmaków.

Na ogromny minus zapisuję bardzo szybkie ulatywanie gazu. Po parunastu minutach zostaje go tylko połowa stanu pierwotnego.

Podsumowując - piwo jest naprawdę bardzo dobre i być może jeszcze kiedyś po nie sięgnę. Ale najpierw spróbuję ciemnego Wileńskiego.

czwartek, 21 sierpnia 2014

Piwo pszeniczne z bydgoskiej Warzelni Piwa

Jedno z najlepszych piw pszenicznych w Polsce - warzone na miejscu w bydgoskiej Warzelni Piwa.


 Wewnątrz restauracji można ujrzeć ogromne miedziane kadzie, w których piwo jest cały czas  warzone. Okazjonalnie, gdy pracownik je otworzy by zamieszać zawartością, unosi się z nich śliczny aromat. Skosztowanie bydgoskiego piwa jest bardzo rzadką możliwością poza warzelnią, choć w zamierzchłych czasach Bydgoszcz była piwnym zagłębiem Rzeczpospolitej, produkującym trunki cenione w całym kraju. Na tym tle dochodziło z resztą do zatargów na przykład z pobliskim Toruniem (zdjęcie obok). Jeszcze sto lat temu browarów w Bydgoszczy nie brakowało (ruiny jednego z nich leżą do dziś wśród krzaków w Myślęcinku). Do 2006 istniały Browary Bydgoskie Kujawiak, sięgające korzeniami aż do 1858 roku, gdy swój browar otworzył Julius Strelow. Browarniana sielanka skończyła się w momencie nadejścia II wojny światowej, przejęcia przez Niemców części zakładów a także ich późniejszej kradzieży przez komunistyczne władze. Tyle tytułem wstępu, bo historia piwowarstwa w Bydgoszczy to temat na niejeden długi artykuł.


Swojego pszeniczniaka Warzelnia opisuje tak:




"To najsłabsze z naszych piw. Jasne, mętne, o delikatnie owocowym zapachu. Niektórzy wyczuwają nutę bananów, inni truskawek. Jeszcze inni jedna i drugą. Bardzo orzeźwiające i lekkie w smaku. Im młodsze, tym bardziej wyczuwalny charakterystyczny pszeniczny posmak. Najlepiej nie spożywać go bezpośrednio po nalaniu do kufla. Mocno schłodzone nie oddaje wszystkich swoich walorów smakowych. Zaleca się, by pszenica nieco odstała w kuflu, zyskuje wtedy pełnię aromatu i smaku."

 

 Opis bardzo trafiony. Piwo mętne, o bananowej barwie i aromacie, w którym czuć też inne nuty owocowe oraz słabej piance. W smaku bardzo dobry, lekko owocowy pszeniczniak, czuć delikatną wędzonkę, nieco kwaskowe. Sam mam do tego piwa spory sentyment, bo to właśnie od niego złapałem bakcyla na pszeniczniaki.

Cena to dziewięć złotych za pół litra. Można też wziąć na wynos w 0,33l butelce za 8zł (jako Piwo Pszeniczne Młyńskie). Inne piwa to Pils (8zł), Orzechowe (12zł) i Miodowe (12zł) a także Koźlak i Kasztelan. Niestety są to kwoty nie pozwalające mi na regularne odwiedzanie Warzelni - o kilka złotych tańsze piwa miała nawet Siekerezada.

środa, 20 sierpnia 2014

Volfas Engelman Imperial Porteris

Piwo przykuło moją uwagę nietypowym kształtem butelki i wytłoczonymi na niej szyszkami chmielu. W tej ciekawej butelce mieści się jedna pinta litewskiego piwa, czy też - jak kto woli - 0,568 litra. Ten nietypowy zapis również zwraca uwagę. Produkowane przez kowieński browar Volfas Engelman piwo zrobiło mi nadzieję na porządnego portera. Niestety, niesłusznie.


Barwa dość jasna, przypomina raczej czerwoną herbatę bądź Nestea; pianka obfita, drobna, powoli opadająca. Aromat kwaskowy, lekko alkoholowy, być może delikatnie przypomina chleb słonecznikowy bądź ciasto marchewkowe. W przeciwieństwie do Portera Bałtyckiego etanol da się delikatnie wyczuć w smaku, który niestety jest dość płytki. Zdecydowanie za płytki jak na dobre piwo, a szczególnie na portera; sprawia wrażenie gorzkiej wody gazowanej przyprawionej chmielem i słodem. Co więcej, piwo pozostawia w ustach średnio przyjemny kwaśny posmak z nutą pszenicznego chleba.

Nie ma co więcej pisać o tym piwie, kiepskie piwo (aczkolwiek nie odstręczające) - zdecydowanie lepiej jest dopłacić dwa złote i mieć Komesa lub Portera 18 z Lwówka.

Skład: woda, słód, syropy cukrowe, chmiel, drożdże piwne. Alkohol 6%.
Cena: 3,25zł (Tesco)

Razowy Kwas Chlebowy (z żyta i jęczmienia) - Van Pur

W końcu się zdecydowałem na kolejne podejście do bodajże najłatwiej dostępnego w Polsce napoju o nazwie kwas chlebowy - tego od Van Pura.  Pierwszy raz miałem okazję spróbować go przedpremierowo na zeszłorocznym Jarmarku Dominikańskim. Miał on wtedy osobne stoisko - półlitrowe buteleczki rozdawane były za darmo a półtoralitrowe kosztowały 5 zł. Nie porwał mnie, ale mi smakował, jednak gdy później dorwałem go w sklepach jego smak był nieco inny, niezbyt przyjemny, więc odpuściłem sobie kupowanie go. Tymczasem teraz znów smakuje jak za pierwszym razem.

Umówmy się - nie jest to kwas chlebowy w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Jest to napój słodowy, w przygotowaniu którego pomija się proces zrobienia żytnich sucharów wykorzystując do tego samą mąkę i słody. Pokuszę się o stwierdzenie, że bliżej mu do podpiwka niż do kwasu chlebowego.




Skład: woda, cukier (na drugim miejscu!), mąka żytnia razowa (3%), słody (3%): żytni i jęczmienny, dwutlenek węgla. Zaskakujący jest tu brak drożdży - nie mam pojęcia w jaki sposób "Razowy Kwas Chlebowy" powstaje. Sporym plusem jest brak konserwantów, bowiem produkt jest pasteryzowany.

Razowy jest ciemnej barwy, nieco mahoniowej o słodkim zbożowo-miodowym aromacie. Jest to napój produkowany masowo (bardzo!) więc nie należy spodziewać się po nim wyrafinowanego smaku, ale co ciekawe nie jest on wcale zły - wprost przeciwnie. Przypomina mi płatki śniadaniowe Cheerios pozbawione miodu. Określiłbym go jako smak słodkozbożowy. Nie jest wyśmienity, ale jest całkiem przyjemny - można po niego sięgnąć by się napić, choć nie gasi pragnienia tak dobrze jak inne kwasy (pokusiłbym się o stwierdzenie, że po smakowych Razowych chce mi się pić jeszcze bardziej). Zdecydowanie jest doskonałym zamiennikiem coli i innych niezdrowych gazowanych napojów ze względu na skład pozbawiony tzw. "chemii".

O jego naturalności niech świadczy fakt, że zepsuty pachnie dokładnie tak jak zepsuty kwas - kiszoną kapustą, a jego smak zmienia się na skwaśniały - gdyby ktoś twierdził, że masówka koniecznie musi być chemiczna.

Dostrzegam jeszcze jeden plus - dzięki Van Purowi więcej osób sięgnie po kwasy chlebowe, wszak kampania reklamowa opierała się na reklamach telewizyjnych (!), ulotkach, plakatach, osoby z Van Pura były zapraszane do programów telewizyjnych, powstało wiele artykułów na temat kwasu chlebowego od Van Pura. W przyszłości może to poskutkować zwiększeniem importu zza granicy bądź nawet powstaniem naszych rodzimych kwasowych marek. Ostatecznie "Razowy" to napój którym ciężko jest się zachwycić, ale powiedzieć że jest niedobry byłoby nieuczciwe.
 


Podpiwek Kujawski

Niektórzy pamiętają Podpiwek Kujawski od Delecty, który czasem można jeszcze spotkać gdzieś w sklepach. Istnieje jednak też inny napój o takiej samej nazwie, który można otrzymać w Bydgoszczy i okolicach na rozmaitych festynach i jarmarkach. 


Podpiwek posiada zazwyczaj swoje własne stoisko, na którym można kupić go schłodzonego, prosto z lodówki. Cena to zazwyczaj 5 zł za buteleczkę 0,33 litra, która jest otwierana na miejscu. Oczywiście możemy zabrać ją ze sobą do domu, jednak sprzedawca zawsze ostrzega by wypić go jak najprędzej - produkt nie jest konserwowany chemicznie, nie jest nawet pasteryzowany. Podpiwek jest zawsze świeży. 

Jego smak przywodzi na myśl mrożoną kawę zbożową z dodatkiem chmielu oraz kwasku cytrynowego - z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że za każdym razem Podpiwek Kujawski smakował mi nieco inaczej; rok temu był bardzo mocno cytrynowy, w tym roku cytryny prawie nie było czuć, innym razem była bardzo delikatna. 

Skład: woda, palone ziarna jęczmienia, cukier, chmiel, kwasek cytrynowy, drożdże. 

Na stoiskach można też czasem zakupić zestaw do samodzielnego wyrobu Podpiwka Kujawskiego, w skład którego wchodzą palone ziarna jęczmienia oraz chmiel. Cukier, drożdże, kwasek cytrynowy i ewentualne inne przyprawy, które zechcemy dodać, musimy wykombinować sobie sami.

Opakowanie podpiwka
Opakowanie

Przepis na podpiwek

Waga paczki: 200 gram
Zawartość: palone ziarna jęczmienia, chmiel

Zawartość paczki - palone ziarna jęczmienia

Chmiel z paczki

Co bardzo cieszy podpiwek zdobywa wiele nagród i coraz częściej można dostać w bydgoskich i okolicznych restauracjach oraz karczmach. Wszystko dzięki pani Agnieszce Zamojskiej, będącej autorką Podpiwka Kujawskiego.  

wtorek, 19 sierpnia 2014

Komes Porter Bałtycki

Komes Porter Bałycki, 9% alkoholu, 21% ekstrakt - Browar Fortuna

Zapach: podpiekany, lekko alkoholowy
Barwa: ciemnobrązowa, ciemnowiśniowa
Piana: rzadka, obfita, ciemna, szybko opadająca
Cena: 4,99zł / 0,5l (Piotr i Paweł)



Nie próbowałem zbyt wielu piw w życiu, a w ich ocenie opieram się wyłącznie na swoich subiektywnych doświadczeniach organoleptycznych. Jednak jak mam sobie kupić piwo to wolę zapłacić trzy razy więcej i mieć piwo porządne. Jestem w tym dość wybredny - rzadko które piwo wprawi mnie w zachwyt - na przykład choć uwielbiam piwa pszeniczne to strasznie ciężko jest mi znaleźć porządnego pszeniczniaka.

Na Komes Porter Bałtycki czaiłem się już kilka miesięcy, ale ciemne piwa zdają mi się bardziej pasować do deszczowych, jesiennych popołudni i długich, zimowych wieczorów, dlatego latem raczej go unikałem. Odkąd jednak wypiłem Velkopopovickiego Kozela Cernego i Ciemną Siekierezadę (o nich później), to ochota na Portera Bałtyckiego mi wróciła.

W końcu kupiłem go w Piotrze i Pawle i zostawiłem na dzisiejszy wieczór. Nieco przestraszył mnie delikatnie alkoholowy aromat unoszący się znad kufla, ale na szczęście niepotrzebnie - etanolu nie czuć podczas picia. Czy też raczej, podczas sączenia, bo Porterem Bałtyckim należy się delektować i pić go powoli, małymi łyczkami - a pierwszy łyk potrafi sponiewierać, a każdy następny jest głębszy i słodszy, tworząc gorzko-słodki mezalians. Tak jak porządne ciemne piwo powinno. W przypadku opisywania nut smakowych na myśl przychodzi zdecydowania kawa zbożowa czy też podpiwek, w każdym razie - palony słód jęczmienny z dodatkiem żyta. Słodycz i gorycz świetnie ze sobą kontrastują a zarazem współgrają.

Porter Bałtycki mnie nie zawiódł. Idealne, gorzkie, rozgrzewające piwo na zimowe wieczory. 


Duonos Gira od Klingai





Duonos Gira - dzisiaj zdatny do picia. Wczoraj miał strasznie kwaśny zapach i niezbyt przyjemny smak - dzisiaj aromat, choć nadal kwaśny, to już nie tak irytujący. W smaku z nieznanego mi powodu bardzo mocno czuć... paprykę.  Alkohol, jeśli jakiś jest, to bardzo mało i jest niewyczuwalny - w przeciwieństwie do Gera Gira, gdzie smak alkoholu było dosłownie czuć. Gera Gira miał to do siebie, że z każdym dniem dojrzewał i smakował coraz lepiej - czwartego dnia ostała mi się tylko resztka i smakowała zdecydowanie najlepiej. Zobaczymy czy to samo będzie z Duonosem.


Te kwasy tworzą doskonałą do eksperymentowania, bo same w sobie są raczej przeciętne. Ale po dodaniu miodu i rodzynek są pyszne. Następnym razem planuję dodać kilka przypalonych sucharów bądź palony słód i chmiel. Możliwości jest mnóstwo.

Na zdrowie!

sobota, 16 sierpnia 2014

Kwas chlebowy Gera Gira - domowy

Kwas "instant" Gera Gira. Dzisiaj gotowy już w 100 procentach. Najpierw do około trzech litrów wody opróżniłem płynną zawartość saszetki, dodałem szklankę cukru, wymieszałem aż się całkowicie rozpuści, posypałem drożdżami i odstawiłem na 24 godziny pod przykryciem - po tym czasie wymieszałem i rozlałem do butelek, które wstawiłem do lodówki. Wczoraj próbowałem go już dwukrotnie, ale dzisiaj minął drugi dzień od wstawienia do lodówki, więc krótko tylko o dzisiejszych doznaniach

Piana: duża, drobna, szybko opada
Kolor: mętny karmelowy
Aromat: Drożdżowy
Smak: Mocno czuć drożdże i coś na kształt syropu o smaku coli; gdzieś daleko w tle słaba nuta chmielowa. W smaku przypomina coś pomiędzy Podpiwkiem Lubuskim a Kwasem Starosłowiańskim z browaru Witnica. Delikatnie karmelowy. Napój zauważalnie i przyjemnie gazowany.

Szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś nieco lepszego i bardziej smakującego jak kwas a nie przesłodzony napój. Spróbuję go podoprawiać rodzynkami, śliwkami czy cytryną. Nie jest źle, ale bez rewelacji.


Dodano 21:59

Do półlitrowego kufla dodałem cztery rodzynki i łyżeczkę miodu. Po dokładnym wymieszaniu otrzymałem przeraźliwie słodki, ale bardzo dobry miodowo-słodowy napitek. 


czwartek, 14 sierpnia 2014

Amerykański kwas chlebowy po rosyjsku - Krushka & Bochka

Coca-Cola przegrywała w Rosji z kwasem chlebowym, więc sześć lat temu zdecydowała się na uruchomienie w swoich dwóch rosyjskich fabrykach produkcji... swojego własnego kwasu chlebowego.

Skład: woda z dwutlenkiem węgla, kwas mlekowy, kwas octowy, ekstrakt (mąka żytnia, mąka jęczmienna, sfermentowany słód żytni).

Co ciekawe, kwas ten można też dostać w Stanach w sieci sklepów ze zdrową żywnością Whole Foods Market. To chyba najzdrowszy napitek należący do Coca-Coli o składzie lepszym niż niejeden sklepowy "tradycyjny/domowy" kwas. W Polsce nigdzie go nie spotkałem.

Więcej na drinkwhat (po angielsku)

środa, 13 sierpnia 2014

Kwas chlebowy w domu - podejście drugie

Po nieudanych próbach zrobienia kwasu z chleba kupionego w piekarni zdecydowałem się spróbować zrobić kwas z gotowych składników. W tym celu zakupiłem dwa kartoniki Gera Gira i trzy Duonos Gira.



 Zawartość kartonika Duonos Gira:
- trzy saszetki suchych drożdży
- trzy saszetki ze słodem żytnim i suszem chlebowym (14%).



Zawartość kartonika Gera Gira:
- trzy saszetki z suchymi drożdżami
- trzy saszetki ze słodem jęczmiennym, słodem ryżowym i ekstraktem chmielu (w formie płynnej)




Przygotowanie kwasów jest - ponoć - dziecinnie proste, choć strona sprzedawcy i strona producenta podają dwa inne sposoby. Zawartość saszetki Duonos Gira należy wsypać/wlać do trzech litrów gorącej (80 stopni) wody, dodać szklankę cukru, ostudzić, nasypać na powierzchnię drożdży i odstawić na 24 godziny. Potem przecedzić, rozlać i wstawić do lodówki na dzień lub dwa. Tymczasem strona producenta podaje, że płyn nie może mieć temperatury wyższej niż 40 stopni i wystarczy go zalać ciepłą wodą.

Co do Gera Gira, sprzedawca podaje: "Proces przyrządzania jest bardzo prosty. Zawartość większej saszetki wrzucamy do 3-4 l wody o temp. 22-25 stopni, dosypujemy 1 szklankę cukru (według uznania) i mieszamy, do momentu aż cukier się rozpuści. Potem wrzucamy zawartość małej saszetki (drożdże) i nie mieszamy. Przykrywamy naczynie materiałem (ściereczka lub ręcznik papierowy) i odstawiamy na 24 godziny w temperaturze pokojowej. Po okresie 24h cały napój mieszamy i rozlewamy i szczelnie zakręcamy. Najlepiej sprawdzają się plastikowe butelki typu PET. Po upływie kolejnych 24 godzin szczelnie zamknięte butelki wstawiamy do lodówki. Kwas w tej formie można przechowywać przez około jeden miesiąc."

Zobaczymy co z tego wyjdzie. 

Producentem kwasów "instant" Duonos Gira oraz Gera Gira jest litewski Klingai. 

Wilhelm Kanne Brottrunk - niemiecki napój chlebowy

Całkiem niedawno trafiłem na informacje w internecie o Brottrunk, który (ponoć) jest dość popularny za Odrą. 



Wynalazca - Wilhelm Kanne - wpadł na pomysł zrobienia napoju z chleba po tym jak usłyszał od wracających ze Związku Sowieckiego jeńców wojennych o zaletach kiszenia (niedawno linkowałem do artykułu, w którym opisywane są zachwyty Amerykanów nad zaletami produktów kiszonych - kwasu chlebowego, ogórków, kapusty). W myśl za nimi uznał, że chorobom dietetycznym można zapobiegać "po prostu". Przez 15 (inne źródła podają, że przez 20) lat eksperymentował ze sposobami fermentacji chleba, aż w końcu w 1981 roku wypuścił swój produkt na rynek.

Napój wykonywany jest z chleba wyprodukowanego z certyfikowanych ekologicznych, biodynamicznie hodowanych pszenicy, żyta i owsa (mielonych), wody od Herbarchquelle, soli kamiennej i naturalnym zakwasie. Nie dodaje się nic innego. Tak wypieczony chleb jest mieszany ze świeżą wodą a mieszanina poddawana sześciomiesięcznemu (gdzie indziej czytałem, że 30 dniowemu) procesowi fermentacji. Potem napój jest odsączany i butelkowany.

Jakkolwiek nie ma naukowych dowodów na jego rzekomą skuteczność w zapobieganiu chorobom to często jest podawany w szpitalach celem wzmocnienia układu odpornościowego oraz jelitowej flory bakteryjnej.

Skojarzenia z kwasem chlebowym są oczywiste i pojawiają się już w inspiracji Wilhelma do wytworzenia napoju (powracający z ZSRR żołnierze zapewne mieli z nim styczność)

I tu pojawia się moje pytanie - czy ktoś z Was miał okazję go spróbować i może co nieco o nim opowiedzieć i porównać do kwasu? Ja nie miałem okazji, ale można go dostać w Żółtym Cesarzu w Krakowie w cenie niespełna 12 złotych za 0,75 litra.

(zdjęcie z internetu)

Kwas chlebowy w domu

Etap pierwszy pod tym linkiem

11.08.2014; 10:20

Kwasy przez całą noc pracowały - zdecydowałem się dodać do nich drożdże i cukier jeszcze wieczorem. Musiałem nieco przelać z dwóch garnków wczoraj wieczorem (około 1,2 litra) - kwas co ciekawe był już zdatny do picia i przepyszny.



Po południu podgrzałem garnki na gazie by zabić drożdże.

12.08.2014

Kwas nabiera aromatu i smaku, choć czuć mocno alkohol.








13.08.2014

Koniec zabawy z domowym kwasem. Jeden garnek mi spleśniał, drugi już pleśnieje, w trzecim czuć więcej alkoholu niż kwasu, a to co było w lodówce zmieniło się w zaczyn na bimber :)


niedziela, 10 sierpnia 2014

Domowy kwas chlebowy - etap pierwszy

Zacząłem robić kwas chlebowy w domowym zaciszu. Poprzednim razem mi nie wychodziło, teraz robię bez żadnego konkretnego przepisu - niejako na czuja - i trzy kwasy jednocześnie.

1. Użyłem chleba razowego żytniego z piekarni Poćwiardowski Bydgoszcz; przypiekłem go w piekarniku i zalałem wrzątkiem




2. Chleb żytni na miodzie firmy Oskroba (składniki: mąka żytnia 64,3% (w tym razowa 51,4%), woda,cukier inwertowany, sól, miód 0,3%). Przypalany w piekarniku.

 

3. Tu użyłem mieszankę obu chlebów, lekko przyrumieniłem je w piekarniku i pokruszyłem na małe kawałki (zdążyły już nasiąknąć wodą i zrobić się większe). Użyłem też mniejszego garnka, przez co chleb nie opadł na dno, ale wypełnia go szczelnie. Ciekawe co z tego wyjdzie.

 

Widok ogólny: 



Jutro rano, gdy kwasy ostygną, dodam do nich trochę drożdży, cukru i wody z cytryny po czym odstawię na około jeden dzień by sfermentował. Potem przeleję do butelek i dodam rodzynki.

Ciekawe, czy tym razem mi wyjdzie. O kwasie piszę też na facebooku

Kwas chlebowy w Bieszczadach

Jadąc w Bieszczady zaopatrzyłem się w zapasy kwasu chlebowego. Kupiłem kilka Backoriu, Tradycyjny od ekoNatury i ze dwa Obolonie na drogę. Źle oceniłem sytuację - myślałem, że skoro ciężko w osiedlowych sklepikach w Bydgoszczy dostać kwas, to tym ciężej będzie go dostać w małej mieścinie na drugim końcu Polski. Tymczasem ta mieścina znajduje się przecież kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Ukrainą - państwa, które kwas uważa za swój napój narodowy (razem z Białorusią, Litwą i Rosją).

Zapasy na podróż


W pierwszym sklepie natknąłem się na Obolonie - zwykłe, dostępny w Bydgoszczy, a do tego nieznane mi skądinąd jak tylko ze strony producenta Wiśniowy oraz Śliwkowy (4,50zł/1l). Zakupiłem oba. Sprawa z nimi ma się tak jak ze zwykłym Obolonem - nie wiadomo czy to jeszcze kwas, ale jest to po prostu bardzo dobry, orzeźwiający napój gazowany, na pewno zdrowszy od wszelkiej coli (choć sam smakuje nieco do coli podobnie, z tym że smak jest przesunięty w kierunku chleba i karmelu). I tym sposobem Wiśniowy przypominał Cherry Coke, a Śliwkowy niewiele różnił się w smaku od Wiśniowego. Ale miałem dość ciekawe wrażenie, jakby smak wiśni nie był gazowany, tylko był nałożony na kwas chlebowy, ponieważ całkiem przyjemna wisienka następowała po opadnięciu bąbelków. Niestety, wszystkie zawierają benzoesan sodu, co dyskwalifikują je jako "zdrowy, naturalny napój". Co ciekawe, ten sam kwas obołoński z puszki jest już pasteryzowany.



Tuż przed wejściem na zaporę w Solinie (od strony miasta) stoją dwie beczki z łotewskim kwasem - Rycerskim (skończył się) oraz Ilguciema (Dark) w cenie 5,50 za 0,33l lane do plastikowego kubeczka. Dark zdawał mi się być lepszy od Rycerskiego, który ma dla mnie dziwny metaliczny posmak - aczkolwiek mogła to być też kwestia ogromnego tego dnia upału sięgającego trzydziestu kilku stopni i dobrze schłodzony kwas z beczki byłby pyszny tak czy inaczej. 


Któregoś dnia wyjazdu pierwszy raz miałem przyjemność kupić i wypić kwas w restauracji. A stało się to zupełnie przypadkiem, bo do Karczmy Łemkowyna weszliśmy z czystej ciekawości, tymczasem w swoim menu miała ona całą stronę poświęconą kwasom. Oprócz Obolona i Podpiwka Warmińskiego (które można było kupić w Cisnej w sklepach) dostępne były także wyroby ekoNatury: Tradycyjny, Na chmielu, Na miodzie, Malinowy, Jeżynowy, z dodatkiem suszonych owoców. Cena 7,50zł za buteleczkę 0,33 litra skutecznie mnie odstraszyła od zakupu więcej niż jednego kwasu - moja strata lub też strata właściciela karczmy (choć jak nie ja to pewnie ktoś inny da się naciąć). Chmiel był wyczuwalny bardzo delikatnie, przychodził powolutku spacerkiem chwilę po wzięciu łyka, w zamian za to kwas pozbawiony był tej nuty wanilii znanej z Tradycyjnego. Naprawdę bardzo dobry kwas.


W Szynku Zamość - znów zupełnym przypadkiem - też odkryliśmy kwasy,  również od ekonatury, jednakże już w przystępniejszej cenie, bo za 6zł. Oprócz tego dostępny był Lubuski z Browaru Witnica, czyli tanie żelki o smaku coli podane z gazem, w butelce i z chemicznym posmakiem gratis. Skusiliśmy się na kwas miodowy. Czuć było naturalny smak miodu, który nie był już tłem ale motywem przewodnim kwasu - podobnie jak w Kvassie Miodowym z Łotwy - ale nie był on tak mocny i słodki, zdaniem - nie zagłuszał kwasu.


W okolicy kursuje wąskotorówka, a na jej stacji początkowej (będącą też finiszem) jest stanowisko, gdzie można nabyć kwasy obołonia w czterech smakach (zwykły, wiśnia, śliwka, jabłko z miętą) oraz prawdziwy, importowany z Ukrainy kwas "Domowy" (Домашній od Olimpii) w cenie 6zł za litr. Spodziewałem się czegoś faktycznie domowej roboty, czegoś choć udającego domowy wyrób. Pierwsze wrażenie było całkiem przyjemne - ot kwas, nieco słodki, z bardzo wyraźną nutą skórki pomarańczowej. Całkiem smaczny. Ale ten "całkiemsmak "pozostawał w ustach nawet przez pół godziny, w dodatku od razu przechodząc w nieprzyjemne chemiczne doznania. Skład był przerażający: acesulfam k, benzoesan sodu, sacharyny, sorbinian potasu, karmel amoniakalno-siarczynowy... ze zdrowiem ten "kwas" na pewno nie miał zbyt wiele wspólnego. Nawet go nie dopiłem.



Szkoda tylko, że nie istnieje tam tradycja warzenia kwasu i sprzedawania go co krok - tak jak ma to tam miejsce z miodami. To idealne miejsce z idealnym klimatem - tak jak kaszuby mają swoją tabakę, tak Bieszczady mogłyby mieć swój kwas.

Na pamiątkę kupiłem kufel. Idealny do kwasu



wtorek, 29 lipca 2014

Kwas chlebowy na Jarmarku Dominikańskim

Na Jarmarku Dominikańskim – jak co roku – nie brakuje różnej maści kwasów chlebowych. Nie przesadzę, jeśli powiem, że więcej osób widuje się tam spacerujących z kwasem niż z piwem.

Największy wybór kwasów był oczywiście na stanowiskach litewskich. W dwóch albo trzech miejscach dojrzałem Smetoniska Gira – flagowy litewski kwas, który od lat jest jednym z liderów na rynku. Kosztował mnie 10 złotych za litr, ale jako że nigdy wcześniej nie miałem okazji go spróbować – a nie wiem kiedy znów będę miał – to nie żałowałem sobie. Nie ocenię wyglądu, bo piłem z butelki, ale w smaku bardzo mocno przypominał łotewski Kvass Rycerski – był od niego jednak nieco mniej metaliczny i słabiej gazowany, daleko w tle były delikatnie wyczuwalne słodkie nuty karmelowe, a aromat chleba całkiem subtelny i niezbyt nachalny. Nic nadzwyczajnego, ale wypiłem z przyjemnością – szczególnie że w upały nic tak dobrze nie orzeźwia jak kwas chlebowy.




Skoro już wspomniałem o Kvassie z Łotwy, to i oni mieli swoje stanowisko. Do wyboru były lane z beczki Rycerski oraz Ilguciema w cenie 6 złotych za pół litra, oraz cztery różne smaki w butelkach półtoralitrowych oraz szklanych 0,33l. Dotychczas spotkałem się na polskim rynku tylko z trzema smakami – Porter, Rycerski oraz Miodowy. Rycerski z beczki był mało metaliczny, za to mocno czuć było drewnem. Całkowitą nowością był dla mnie kwas chlebowy Pszeniczny robiony nie na życie a na pszenicy.

Nie podobało mi się w nim tylko kilka rzeczy – cena (6zł za 0,33l), był ciepły (niestety nie trzymali go w lodówce) i chyba przez to miał nieco alkoholu oraz coś najgorszego – nie ma go nigdzie w sklepach, przynajmniej na razie. Być może w najbliższym czasie Pszeniczny gdzieś się pojawi a Jarmark Dominikanski to dla dystrybutora forma badania rynku, podobnie jak Van Pur promował swój "kwas" rok temu, jeszcze przed wypuszczeniem go na rynek. Van Pur też miał z resztą swoje stanowisko, ale raczej go unikam.



Tauras Gira tym razem był tylko w plastikowych półtoralitrowych butelkach za 12 złotych, a oprócz tego Wileński w dużej szklanej 1,5l butli, Retro Gira w cenie pięciu złotych oraz malutki Duonos Gira czyli Gubernija na rynek litewski.. Niestety, nie udało mi się dorwać nigdzie Backoriu. Pierwszy raz piłem też kwas z puszki (4zł) – był to квас оболонский czyli Kwas Obołoński od Obołońa – tego samego, który produkuje całkiem przyzwoity napitek w cenie niecałych czterech złotych za litr w plastikowej butelce, a który jest dość powszechnie dostępny w Polsce. W smaku były niemalże identyczne (puszkowy nie był nawet "przesiąknięty" puszką), czyli jak coca-cola z nutą razowego chleba i karmelu (choć od coli nieporównywalnie zdrowsze; jednakże to i tak nie jest taki "prawdziwy" kwas). Skład nieco się różnił. To jest skład butelkowanego Obołońa (Bohatyrskyj):

uzdatniona woda artezyjska, naturalny ekstrakt słodu jęczmiennego, aromat naturalny chleba razowego, cukier, olejek kminku, barwnik naturalny - karmel, kwas cytrynowy - regulator kwasowości, dwutlenek węgla, benzoesan sodu



Puszkowy natomiast zawierał cukier biały, wyciąg z nasion kminku, a przede wszystkim – nie zawierał benzoesanu sodu tylko był pasteryzowany. Dzięki temu mam porównanie w smaku pasteryzowanego kwasu i tego konserwowanego chemicznie i mogę zaświadczyć, że na pasteryzacji kwas (przynajmniej ten) absolutnie nie stracił walorów smakowych a jedynie zyskał jeszcze więcej walorów zdrowotnych. Współczesna pasteryzacja kwasów polega na pasteryzacji tunelowej, dzięki czemu eliminowane są drożdże przy jednoczesnym zachowaniu zdrowotnych, probiotycznych właściwości. Po 15 minutach podgrzewania kwasu do 65 stopni drożdże ulegają inaktywacji, ale spada także ilość dobroczynnych bakterii mlekowych - jednakże po dwóch dniach przechowywania w temperaturze pokojowej ilość bakterii wraca do poprzedniego stanu, dzięki czemu produkt nie traci wartości odżywczej.


W dwóch miejscach miałem też okazję spróbować kwasu chlebowego z beczki, domowej roboty.

Różnica pomiędzy takim kwasem a tym z marketów jest diametralna. Pierwszy kwas barwą i mętnością przypominał porządne piwo pszeniczne, był praktycznie pozbawiony gazu, a cały smak był zdominowany przez drożdże i coś podobnego do wanilli, przez co przypominał nieco płynne ciastka. Dziewczyna zasugerowała, że jest nieco skisły i niektórym faktycznie może się z tym skojarzyć (sam kwas z resztą powstaje poprzez "kiśnięcie" czyli fermentację mlekową), ale zepsuty, niezdatny do picia kwas pachnie jak kiszona kapusta i podobnie też smakuje. Tego nie da się z niczym pomylić, a aromat zepsutego kwasu jest tak charakterystyczny, że jeśli nie macie pewności czy jest zepsuty to na pewno nie jest, bo gdyby był to bylibyście tego pewni. Kwas był za słodki dla mnie, raczej bym go nie kupował regularnie gdybym miał taką możliwość, nieco przeszkadzał mi też brak gazu i zbyt drożdżowy smak.

Drugi kwas domowej roboty, który próbowałem na Jarmarku, był ciemnej barwy, prawie jak Porter, choć wpadał nieco w czerwień. Ten zawierał nieco gazu, aczkolwiek tak delikatnego, że ledwo łaskotał podniebienie. Był o wiele lepszy od tego pierwszego, ponieważ aromat chleba był lepiej wyczuwalny, drożdże tylko czasem gdzieś się tam przebijały, przypominał łagodniejszą wersję Smetoniska Gira. Podejrzewam, że do jego produkcji wykorzystano bardzo porządnie spieczone suchary, ale to tylko moje przypuszczenie.

Wypiłem kilka litrów kwasu a i tak odczuwam niedosyt. Jeśli będziecie na Jarmarku to nie zapomnijcie opić się kwasem.

/zdjęcia z google grafika





Festiwal Tradycji Kaszubskich 2014

Chwilę po opuszczeniu pociągu na stacji Gdańsk Główny w oczy rzucił mi się Gdański Salon Fajki – pięknie wyglądał z zewnątrz, aż zachęcał do wstąpienia, nie śmiałbym odmówić temu jawnemu zaproszeniu. Ku mojemu zaskoczeniu w gablotce stało kilkanaście tabakier wykonanych z rogu, w tym takie z górną częścią stylizowaną na głowę wilka, w życiu nie widziałem takiego czorta (jak się później okaże - nie są one znów taką rzadkością). Ceny niestety zaczynały się od 82 złotych w górę, więc zadowoliłem się zakupieniem Bernard Alkoholfrei za 14 zł (do wyboru były też inne Bernardy – Jubilaums, Amostrinha, DPF, jakaś świąteczna, z innych – podstawka Poschla, Maverick, Ganga, WoSy, Paule Gotardy, Biały Słoń i chyba coś tam jeszcze). Tak pocieszony, wyruszyłem ze znajomymi na Jarmark, choć długo nie chodziliśmy, może godzinę, bo obejście Jarmarku było w planach poniedziałkowych. Mimo to natrafiliśmy na tabakiery z rogu u pewnej pani, których cena zaczynała się już od 40zł (!), bowiem – jak nam pani opowiedziała – jej mąż pragnie, by każdy kto zawita na Kaszuby mógł sobie pozwolić na zakup tabakiery na pamiątkę, dlatego je wyrabia w tak niskich cenach. Dość niecodziennym dla mnie widokiem była też tabaka obecna w co drugim kiosku. Co prawda tylko Geisenhausenstandard (choć w jednym dojrzałem też Gangę) ale zawsze coś. Tak więc styczność z tabaką mieliśmy jeszcze zanim dojechaliśmy na miejsce.


Około 14:50 byliśmy już w Chmielnie. Nigdzie nie było miejsca do parkowania, ostatecznie zaparkowaliśmy gdzieś na płatnym parkingu kawałek za plażą, na której i tak było mnóstwo ludzi. Chmielno okazało się być uroczą mieściną otoczoną czystymi jeziorami, pagórkami i lasami.



Pierwszą myślą po wejściu na stadion gminny było coś w stylu "bida z nyndzo", bo na owym Festiwalu Tradycji Kaszubskich przywitały nas budki z hot-dogami, balonikami z helem, goframi i jakimiś bibelotami. Kawałek dalej było lepiej, bo zaczęły się pojawiać rękodzieła, powidła, kaszubskie jedzenie. I w końcu – stanowisko Pana Turzyńskiego z jego ślicznymi tabakierami. Moja dziewczyna czekała na to od dawna, więc sprawiła sobie śliczną tabakierę, a sam po chwili zdałem sobie sprawę, że również jestem uboższy o 60zł i bogatszy o kolejny rożek. Nie mogłem się mu oprzeć. Później podeszliśmy do pana Turzyńskiego raz jeszcze, bo chciałem zapytać jak powinienem dbać o tabakierę, czy są jakieś metody jej pielęgnacji, na co pan Turzyński odparł, że "muszę dużo z niej zażywać", uśmiechnął się i dopowiedział "no i nie może jej zamoczyć i trzeba chronić przed słońcem". Ponoć jak zmatowieje albo się porysuje to można szlifierką K2 wypolerować. Dowiedzieliśmy się też, że tabakiera Kamili jest wykonana z rogu krowy rasy Charolaise, a moja z mieszańca rasowego, przy czym te z Charolaise są wytrzymalsze, a z mieszańców bardziej kolorowe. I faktycznie, tabakiera Kamili już w ręce jest o wiele cięższa niż ta kupiona przeze mnie. Tabakiery zostały napełnione Bursztynową tabaką do pełna.






Kawałek dalej stał mąż tej pani z Jarmarku Dominikańskiego ze swoimi wyrobami – aczkolwiek miał nie tylko tabakiery, ale ogólnie wyroby z rogu - a jeszcze kawałek dalej pan Olszewski wraz z panem, którego imienia nie poznałem, ale poznałem zawartość jego tabakiery – a to trochę tak jakbym już poznał jej właściciela. Częstował wszystkich tabaką śliwkową ze swojego ogromnego, acz wysłużonego już rogu. W rękach miał donicę pełną tytoniu i tobacznika, tuż obok nalewkę bursztynową i inne rzeczy, których nie zdążyłem dojrzeć bądź nie zapamiętałem. Na stole leżała misa z tabakami Od Mistrza – Sosnową, Śliwkową i Bursztynową w cenie 5 zł za dużą saszetkę – taką samą, która na allegro kosztuje 15zł. Dziewczyna i ja wzięliśmy po zestawie, a z panem Olszewskim zrobiliśmy sobie potem zdjęcie.



Na końcu było jeszcze jedno stanowisko, pana Kręckiego. Miał do wyboru o wiele więcej gatunków tabak: Kaszubska, Myśliwska, Zbójecka, Wesoła, coś na "s" – nie znam tego słowa i nie zdołałem zapamiętać mimo usilnych prób i kilkukrotnego sprawdzania (ok, już sprawdziłem w necie, że to Stolema, kaszubski olbrzym) – Bursztynowa, Miętowa oraz Rybacka. Być może jakaś jeszcze, sam już nie wiem. Zbójecka intensywnie pachniała wiejską kiełbasą oraz czosnkiem i mimo całego swego uwielbienia dla kiełbasy i tabaki to nie byłem gotowy na mezalians obydwu i odpuściłem sobie jej kupno. Stolema pachniała podobnie, ale mniej intensywnie. Kupiłem trzy inne, ale o tym zaraz.



Potem był namiot TTI, gdzie częstowali Snuffy Weissem, a kawałek dalej namiot z dmuchaną tabakierą.




Jadąc na stadion mijaliśmy jeszcze jakąś Kaszubską Checz – centrum tabaki i tytoniu, więc męczyłem znajomym bułę byśmy tam też zawitali. Idąc tam poprosiliśmy o zdjęcie pewnego pana na rowerze, który okazał się być miłośnikiem regionu i opowiedział nam co możemy tu w okolicy zwiedzić, niestety nie zdążyliśmy nigdzie zawitać. W chacie mieli tabaki oraz tabakiery – ceramiczne oraz rogowe, też od pana Turzyńskiego, ale już od 110 zł w górę. Jeszcze takie ciekawostki mogę dodać, że proces robienia takiej tabakiery zajmuje około trzech tygodni a wprawiony twórca przy regularnym trybie da radę robić trzy dziennie. A pan Turzyński naprawdę wkłada serce w to co robi – gdy tylko wyciągnąłem swoją pierwszą tabakierę rogową po zakupie nowej, nawet nie przyglądając się jej zbytnio powiedział "o! To ode mnie!" - poznanie tabakiery rogowej własnego wyrobu po wielu miesiącach, w dodatku jeszcze pamiętał, że sprzedał ją przez internet, to dla mnie dość sugestywna wskazówka, że tabakiery robione są od serca. W dodatku subiektywnie patrząc, jak na mój gust, pan Turzyński robi najśliczniejsze tabakiery spośród wszystkich. No i sam też jest bardzo sympatyczny.



Co do mistrzostw samych. Uczestników było bardzo niewielu, bo ośmiu, a ja sam niewiele rozumiałem z tego co mówili uczestnicy bo albo mówili po kaszubsku, albo za cicho, albo akurat brałem udział w konkursie na namalowanie Snuffiego. Poszliśmy na to w czwórkę. Zadanie polegało na tym, że dostaliśmy "drewniane płótno" (nie wiem jak to nazwać inaczej, po prostu duża biała deska) oraz spreje i mieliśmy namalować co chcemy, byle gdzieś zmieścić logo Snuffy Weiss. Namalowałem Robaczka Żabaczka Tabaczka z głową będącą gronem winogrona (bo snuffy jest z cukru gronowego) i w czapce Mikołaja, która nie była czapką Mikołaja ale tabakierą rogową, z której sypała się tabaka prosto do nosa. Wyszło mi paskudnie. Liczyłem chociaż na nagrodę pocieszenia w postaci Snuffy Weiss (główną nagrodą były słuchawki), ale każdy uczestnik dostał nerkę, co jest jeszcze lepsze, bo Snuffiego znowu bym całego zjadł a tak miałem w czym nosić wszystkie tabaki. Koleżanka zajęła czwarte miejsce i oprócz nerki otrzymała też pokrowiec na aparat (chyba) w reklamówce Gawitha, którą mi później podarowała. Fajnie było poszprejować i coś za to dostać, dzięki TTI.



Wynik Mistrzostw nie był zaskoczeniem, miejsca 1-3 ułożyły się dokładnie tak jak się spodziewałem. Miejsce trzecie pani Genowefa Czech, miejsce drugie pan Tadeusz Makowski, miejsce pierwsze pan Andrzej Olszewski, który oczywiście zaśpiewał Nuty Tabacznika znane nam z reportażu o tym panu. Wygrał Złotą Tabakierę i 32 calowy telewizor. Może za rok też wezmę udział? :D Przy rozdawaniu nagród zaśpiewał też nieznaną mi wcześniej piosenkę, ale podejrzewam że była całkowicie zaimprowizowana, bowiem miała kilka zdań, nagle się urywała i zdawała się nie mieć jakiegoś większego sensu. Ale śmieszna była nawet.



Zakupiłem tabaki w trzech różnych miejscach:



Od Mistrza:

- Bursztynowa
- Sosnowa
- Śliwkowa



Za mało czasu miałem by móc powiedzieć o nich coś więcej, ale mogę porównać do tych z allegro – te świeżo kupione są wiele grubiej zmielone i o wiele bardziej wilgotne. Oczywiście jest to tabaka ręcznie robiona, więc każda partia nieco się różni od innych. W Śliwkowej nie czuję śliwek, a Sosnowa wyborna. Zdałem sobie sprawę też, że nie wiem jak pachnie Bursztyn. Ale skoro nalewka bursztynowa zdrowa, a jest w tabace, to i ta tabaka musi być zdrowa... o tyle o ile :D



Od Pana Rudolfa Kręckiego

- Wesoła
- Rybacka



Wesoła jest faktycznie wesoła, bo kręci w nosie, a w aromacie przypomina Lentilky. Serio. Cena za saszetkę to również 5zł, ale te są już mniejsze niż te Od Mistrza. O Rybackiej któryś z panów (nie wiem czy to był pan Kręcki) opowiadał na scenie o tym jak ją wymyślił, ale niestety nie wiem nic więcej poza tym, że miało to związek z jakimś marynarzem. Jest to po prostu tabaka wędzona, smakuje jak coś pomiędzy wędzonym serem a Amostrinhą. Czyli pychota. Niestety strasznie mnie piecze w nosie, w ten niemiły sposób w jaki piecze mnie tytoń Virginia, więc zapewne właśnie z tego gatunku jest zrobiona. Na spisie dostępnych gatunków było napisane, że ten pan sprzedaje tabaki "zdrowotne". To tam swoją drogą, ale wiecie jak miło było widzieć gdy pani w średnim wieku kupiła tabakę Myśliwską, spytała czy jest mocna, pan odpowiedział "nie jest mocna, jest taka akurat" a pani na to "a szkoda"? Była też ze starszą panią, która prawdopodobnie również lubiła zażywać, tak wnioskowałem po jej zachowaniu.



W Chacie Kaszubskiej:

- Cytrynowa
- Truskawkowa



Była też Różana, Miętowa i Diabelska, ale odpuściłem je sobie bo zawsze mogę napisać do tego sklepu i poprosić o sprzedanie mi ich przez internet. Najwyżej by nie chcieli wysłać, trudno. Cytrynowa pachnie jak żubrówka, więc pewnie dodana jest do niej trawa cytrynowa, a Truskawkowa sto razy lepsza od Bernard Magic Moment's – ba, widać w niej nawet kawałki suszonych truskawek. Szkoda, że była ostatnia saszetka.



Nie mam pojęcia kiedy ja to wszystko wysznupię, bo kaszubskie schodzą mi powoli. Ma ktoś jakiś pomysł jak zapobiec ich wywietrzeniu?



Na koniec było coroczne "bicie rekordu" w zażywaniu tabaki przez największą liczbę ludzi jednocześnie. Nie było szans pobić rekordu z 2009 roku (2271 osób), zażyło może ze 100 osób. Ale świetnie było w końcu widzieć kogoś zażywającego, kto nie jest w moim wieku tylko ludzi starszych, ludzi w kwiecie wieku, ludzi młodych i ludzi jeszcze bardziej starszych, w dodatku takich którzy czerpią z tego widoczną przyjemność. Fajne przeżycie. Tabakę sypali uczestnikom strażacy – były to np. Gawith Apricot i Grado.



(zdjęcie z Expressu Kaszubskiego ; jak mi dziewczyna podeśle zdjęcia to wrzucę też kilka od niej)



Krótko podsumowując: straganów było bardzo niewiele, policzyłbym na palcach obu rąk. Ale mi się podobało, bo straciłem więcej kasy niż planowałem no i nie codzień zażywa się tabakę jednocześnie z tyloma ludźmi. Ale jeśli Festiwal nie zmieni swojej formuły to już na zawsze pozostanie tylko takim świętem gminnym dla stałych bywalców, miłośników tabaki, zbłąkanych turystów i amatorów picia piwa. Nie było tam niczego czym mógłbym zachęcić kogokolwiek kto nie zażywa tabaki do odwiedzenia Festiwalu w przyszłym roku.



Pisząc to saszetki z tabaką kaszubską mam ze trzy metry ode mnie a nie mogę się skupić na tym co piszę bo aromat tak mnie przytłacza.



Wczoraj byliśmy jeszcze na Jarmarku i strasznie opiłem się kwasem chlebowym, ale to opiszę w stosownym wątku.



A to przywiozłem z wypadu: