Chwilę
po opuszczeniu pociągu na stacji Gdańsk Główny w oczy rzucił mi
się Gdański Salon Fajki – pięknie wyglądał z zewnątrz, aż
zachęcał do wstąpienia, nie śmiałbym odmówić temu jawnemu
zaproszeniu. Ku mojemu zaskoczeniu w gablotce stało kilkanaście
tabakier wykonanych z rogu, w tym takie z górną częścią
stylizowaną na głowę wilka, w życiu nie widziałem takiego czorta
(jak się później okaże - nie są one znów taką rzadkością).
Ceny niestety zaczynały się od 82 złotych w górę, więc
zadowoliłem się zakupieniem Bernard Alkoholfrei za 14 zł (do
wyboru były też inne Bernardy – Jubilaums, Amostrinha, DPF, jakaś
świąteczna, z innych – podstawka Poschla, Maverick, Ganga, WoSy,
Paule Gotardy, Biały Słoń i chyba coś tam jeszcze). Tak
pocieszony, wyruszyłem ze znajomymi na Jarmark, choć długo nie
chodziliśmy, może godzinę, bo obejście Jarmarku było w planach
poniedziałkowych. Mimo to natrafiliśmy na tabakiery z rogu u pewnej
pani, których cena zaczynała się już od 40zł (!), bowiem – jak
nam pani opowiedziała – jej mąż pragnie, by każdy kto zawita na
Kaszuby mógł sobie pozwolić na zakup tabakiery na pamiątkę,
dlatego je wyrabia w tak niskich cenach. Dość niecodziennym dla
mnie widokiem była też tabaka obecna w co drugim kiosku. Co prawda
tylko Geisenhausenstandard (choć w jednym dojrzałem też Gangę)
ale zawsze coś. Tak więc styczność z tabaką mieliśmy jeszcze
zanim dojechaliśmy na miejsce.
Około
14:50 byliśmy już w Chmielnie. Nigdzie nie było miejsca do
parkowania, ostatecznie zaparkowaliśmy gdzieś na płatnym parkingu
kawałek za plażą, na której i tak było mnóstwo ludzi. Chmielno
okazało się być uroczą mieściną otoczoną czystymi jeziorami,
pagórkami i lasami.
Pierwszą
myślą po wejściu na stadion gminny było coś w stylu "bida z
nyndzo", bo na owym Festiwalu Tradycji Kaszubskich przywitały
nas budki z hot-dogami, balonikami z helem, goframi i jakimiś
bibelotami. Kawałek dalej było lepiej, bo zaczęły się pojawiać
rękodzieła, powidła, kaszubskie jedzenie. I w końcu –
stanowisko Pana Turzyńskiego z jego ślicznymi tabakierami. Moja
dziewczyna czekała na to od dawna, więc sprawiła sobie śliczną
tabakierę, a sam po chwili zdałem sobie sprawę, że również
jestem uboższy o 60zł i bogatszy o kolejny rożek. Nie mogłem się
mu oprzeć. Później podeszliśmy do pana Turzyńskiego raz jeszcze,
bo chciałem zapytać jak powinienem dbać o tabakierę, czy są
jakieś metody jej pielęgnacji, na co pan Turzyński odparł, że
"muszę dużo z niej zażywać", uśmiechnął się i
dopowiedział "no i nie może jej zamoczyć i trzeba chronić
przed słońcem". Ponoć jak zmatowieje albo się porysuje to
można szlifierką K2 wypolerować. Dowiedzieliśmy się też, że
tabakiera Kamili jest wykonana z rogu krowy rasy Charolaise, a moja z
mieszańca rasowego, przy czym te z Charolaise są wytrzymalsze, a z
mieszańców bardziej kolorowe. I faktycznie, tabakiera Kamili już w
ręce jest o wiele cięższa niż ta kupiona przeze mnie. Tabakiery
zostały napełnione Bursztynową tabaką do pełna.
Kawałek
dalej stał mąż tej pani z Jarmarku Dominikańskiego ze swoimi
wyrobami – aczkolwiek miał nie tylko tabakiery, ale ogólnie
wyroby z rogu - a jeszcze kawałek dalej pan Olszewski wraz z panem,
którego imienia nie poznałem, ale poznałem zawartość jego
tabakiery – a to trochę tak jakbym już poznał jej właściciela.
Częstował wszystkich tabaką śliwkową ze swojego ogromnego, acz
wysłużonego już rogu. W rękach miał donicę pełną tytoniu i
tobacznika, tuż obok nalewkę bursztynową i inne rzeczy, których
nie zdążyłem dojrzeć bądź nie zapamiętałem. Na stole leżała
misa z tabakami Od Mistrza – Sosnową, Śliwkową i Bursztynową w
cenie 5 zł za dużą saszetkę – taką samą, która na allegro
kosztuje 15zł. Dziewczyna i ja wzięliśmy po zestawie, a z panem
Olszewskim zrobiliśmy sobie potem zdjęcie.
Na
końcu było jeszcze jedno stanowisko, pana Kręckiego. Miał do
wyboru o wiele więcej gatunków tabak: Kaszubska, Myśliwska,
Zbójecka, Wesoła, coś na "s" – nie znam tego słowa i
nie zdołałem zapamiętać mimo usilnych prób i kilkukrotnego
sprawdzania (ok, już sprawdziłem w necie, że to Stolema, kaszubski
olbrzym) – Bursztynowa, Miętowa oraz Rybacka. Być może jakaś
jeszcze, sam już nie wiem. Zbójecka intensywnie pachniała wiejską
kiełbasą oraz czosnkiem i mimo całego swego uwielbienia dla
kiełbasy i tabaki to nie byłem gotowy na mezalians obydwu i
odpuściłem sobie jej kupno. Stolema pachniała podobnie, ale mniej
intensywnie. Kupiłem trzy inne, ale o tym zaraz.
Potem
był namiot TTI, gdzie częstowali Snuffy Weissem, a kawałek dalej
namiot z dmuchaną tabakierą.
Jadąc
na stadion mijaliśmy jeszcze jakąś Kaszubską Checz – centrum
tabaki i tytoniu, więc męczyłem znajomym bułę byśmy tam też
zawitali. Idąc tam poprosiliśmy o zdjęcie pewnego pana na rowerze,
który okazał się być miłośnikiem regionu i opowiedział nam co
możemy tu w okolicy zwiedzić, niestety nie zdążyliśmy nigdzie
zawitać. W chacie mieli tabaki oraz tabakiery – ceramiczne oraz
rogowe, też od pana Turzyńskiego, ale już od 110 zł w górę.
Jeszcze takie ciekawostki mogę dodać, że proces robienia takiej
tabakiery zajmuje około trzech tygodni a wprawiony twórca przy
regularnym trybie da radę robić trzy dziennie. A pan Turzyński
naprawdę wkłada serce w to co robi – gdy tylko wyciągnąłem
swoją pierwszą tabakierę rogową po zakupie nowej, nawet nie
przyglądając się jej zbytnio powiedział "o! To ode mnie!"
- poznanie tabakiery rogowej własnego wyrobu po wielu miesiącach, w
dodatku jeszcze pamiętał, że sprzedał ją przez internet, to dla mnie
dość sugestywna wskazówka, że tabakiery robione są od serca. W
dodatku subiektywnie patrząc, jak na mój gust, pan Turzyński robi
najśliczniejsze tabakiery spośród wszystkich. No i sam też jest
bardzo sympatyczny.
Co
do mistrzostw samych. Uczestników było bardzo niewielu, bo ośmiu,
a ja sam niewiele rozumiałem z tego co mówili uczestnicy bo albo
mówili po kaszubsku, albo za cicho, albo akurat brałem udział w
konkursie na namalowanie Snuffiego. Poszliśmy na to w czwórkę.
Zadanie polegało na tym, że dostaliśmy "drewniane płótno"
(nie wiem jak to nazwać inaczej, po prostu duża biała deska) oraz
spreje i mieliśmy namalować co chcemy, byle gdzieś zmieścić logo
Snuffy Weiss. Namalowałem Robaczka Żabaczka Tabaczka z głową
będącą gronem winogrona (bo snuffy jest z cukru gronowego) i w
czapce Mikołaja, która nie była czapką Mikołaja ale tabakierą
rogową, z której sypała się tabaka prosto do nosa. Wyszło mi
paskudnie. Liczyłem chociaż na nagrodę pocieszenia w postaci
Snuffy Weiss (główną nagrodą były słuchawki), ale każdy
uczestnik dostał nerkę, co jest jeszcze lepsze, bo Snuffiego znowu
bym całego zjadł a tak miałem w czym nosić wszystkie tabaki.
Koleżanka zajęła czwarte miejsce i oprócz nerki otrzymała też
pokrowiec na aparat (chyba) w reklamówce Gawitha, którą mi później
podarowała. Fajnie było poszprejować i coś za to dostać, dzięki
TTI.
Wynik
Mistrzostw nie był zaskoczeniem, miejsca 1-3 ułożyły się
dokładnie tak jak się spodziewałem. Miejsce trzecie pani Genowefa
Czech, miejsce drugie pan Tadeusz Makowski, miejsce pierwsze pan
Andrzej Olszewski, który oczywiście zaśpiewał Nuty Tabacznika
znane nam z reportażu o tym panu. Wygrał Złotą Tabakierę i 32
calowy telewizor. Może za rok też wezmę udział? :D Przy
rozdawaniu nagród zaśpiewał też nieznaną mi wcześniej piosenkę,
ale podejrzewam że była całkowicie zaimprowizowana, bowiem miała
kilka zdań, nagle się urywała i zdawała się nie mieć jakiegoś
większego sensu. Ale śmieszna była nawet.
Zakupiłem
tabaki w trzech różnych miejscach:
Od
Mistrza:
-
Bursztynowa
-
Sosnowa
-
Śliwkowa
Za
mało czasu miałem by móc powiedzieć o nich coś więcej, ale mogę
porównać do tych z allegro – te świeżo kupione są wiele
grubiej zmielone i o wiele bardziej wilgotne. Oczywiście jest to
tabaka ręcznie robiona, więc każda partia nieco się różni od
innych. W Śliwkowej nie czuję śliwek, a Sosnowa wyborna. Zdałem
sobie sprawę też, że nie wiem jak pachnie Bursztyn. Ale skoro
nalewka bursztynowa zdrowa, a jest w tabace, to i ta tabaka musi być
zdrowa... o tyle o ile :D
Od
Pana Rudolfa Kręckiego
-
Wesoła
-
Rybacka
Wesoła
jest faktycznie wesoła, bo kręci w nosie, a w aromacie przypomina
Lentilky. Serio. Cena za saszetkę to również 5zł, ale te są już
mniejsze niż te Od Mistrza. O Rybackiej któryś z panów (nie wiem
czy to był pan Kręcki) opowiadał na scenie o tym jak ją wymyślił,
ale niestety nie wiem nic więcej poza tym, że miało to związek z
jakimś marynarzem. Jest to po prostu tabaka wędzona, smakuje jak
coś pomiędzy wędzonym serem a Amostrinhą. Czyli pychota. Niestety
strasznie mnie piecze w nosie, w ten niemiły sposób w jaki piecze
mnie tytoń Virginia, więc zapewne właśnie z tego gatunku jest
zrobiona. Na spisie dostępnych gatunków było napisane, że ten pan
sprzedaje tabaki "zdrowotne". To tam swoją drogą, ale
wiecie jak miło było widzieć gdy pani w średnim wieku kupiła
tabakę Myśliwską, spytała czy jest mocna, pan odpowiedział "nie
jest mocna, jest taka akurat" a pani na to "a szkoda"?
Była też ze starszą panią, która prawdopodobnie również lubiła
zażywać, tak wnioskowałem po jej zachowaniu.
W
Chacie Kaszubskiej:
-
Cytrynowa
-
Truskawkowa
Była
też Różana, Miętowa i Diabelska, ale odpuściłem je sobie bo
zawsze mogę napisać do tego sklepu i poprosić o sprzedanie mi ich
przez internet. Najwyżej by nie chcieli wysłać, trudno. Cytrynowa
pachnie jak żubrówka, więc pewnie dodana jest do niej trawa
cytrynowa, a Truskawkowa sto razy lepsza od Bernard Magic Moment's –
ba, widać w niej nawet kawałki suszonych truskawek. Szkoda, że
była ostatnia saszetka.
Nie
mam pojęcia kiedy ja to wszystko wysznupię, bo kaszubskie schodzą
mi powoli. Ma ktoś jakiś pomysł jak zapobiec ich wywietrzeniu?
Na
koniec było coroczne "bicie rekordu" w zażywaniu tabaki
przez największą liczbę ludzi jednocześnie. Nie było szans pobić
rekordu z 2009 roku (2271 osób), zażyło może ze 100 osób. Ale
świetnie było w końcu widzieć kogoś zażywającego, kto nie jest
w moim wieku tylko ludzi starszych, ludzi w kwiecie wieku, ludzi
młodych i ludzi jeszcze bardziej starszych, w dodatku takich którzy
czerpią z tego widoczną przyjemność. Fajne przeżycie. Tabakę
sypali uczestnikom strażacy – były to np. Gawith Apricot i
Grado.
(zdjęcie
z Expressu
Kaszubskiego ;
jak mi dziewczyna podeśle zdjęcia to wrzucę też kilka od
niej)
Krótko
podsumowując: straganów było bardzo niewiele, policzyłbym na
palcach obu rąk. Ale mi się podobało, bo straciłem więcej kasy
niż planowałem no i nie codzień zażywa się tabakę jednocześnie
z tyloma ludźmi. Ale jeśli Festiwal nie zmieni swojej formuły to
już na zawsze pozostanie tylko takim świętem gminnym dla stałych
bywalców, miłośników tabaki, zbłąkanych turystów i amatorów
picia piwa. Nie było tam niczego czym mógłbym zachęcić
kogokolwiek kto nie zażywa tabaki do odwiedzenia Festiwalu w
przyszłym roku.
Pisząc
to saszetki z tabaką kaszubską mam ze trzy metry ode mnie a nie
mogę się skupić na tym co piszę bo aromat tak mnie
przytłacza.
Wczoraj
byliśmy jeszcze na Jarmarku i strasznie opiłem się kwasem
chlebowym, ale to opiszę w stosownym wątku.
A
to przywiozłem z wypadu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz