wtorek, 29 lipca 2014

Kwas chlebowy na Jarmarku Dominikańskim

Na Jarmarku Dominikańskim – jak co roku – nie brakuje różnej maści kwasów chlebowych. Nie przesadzę, jeśli powiem, że więcej osób widuje się tam spacerujących z kwasem niż z piwem.

Największy wybór kwasów był oczywiście na stanowiskach litewskich. W dwóch albo trzech miejscach dojrzałem Smetoniska Gira – flagowy litewski kwas, który od lat jest jednym z liderów na rynku. Kosztował mnie 10 złotych za litr, ale jako że nigdy wcześniej nie miałem okazji go spróbować – a nie wiem kiedy znów będę miał – to nie żałowałem sobie. Nie ocenię wyglądu, bo piłem z butelki, ale w smaku bardzo mocno przypominał łotewski Kvass Rycerski – był od niego jednak nieco mniej metaliczny i słabiej gazowany, daleko w tle były delikatnie wyczuwalne słodkie nuty karmelowe, a aromat chleba całkiem subtelny i niezbyt nachalny. Nic nadzwyczajnego, ale wypiłem z przyjemnością – szczególnie że w upały nic tak dobrze nie orzeźwia jak kwas chlebowy.




Skoro już wspomniałem o Kvassie z Łotwy, to i oni mieli swoje stanowisko. Do wyboru były lane z beczki Rycerski oraz Ilguciema w cenie 6 złotych za pół litra, oraz cztery różne smaki w butelkach półtoralitrowych oraz szklanych 0,33l. Dotychczas spotkałem się na polskim rynku tylko z trzema smakami – Porter, Rycerski oraz Miodowy. Rycerski z beczki był mało metaliczny, za to mocno czuć było drewnem. Całkowitą nowością był dla mnie kwas chlebowy Pszeniczny robiony nie na życie a na pszenicy.

Nie podobało mi się w nim tylko kilka rzeczy – cena (6zł za 0,33l), był ciepły (niestety nie trzymali go w lodówce) i chyba przez to miał nieco alkoholu oraz coś najgorszego – nie ma go nigdzie w sklepach, przynajmniej na razie. Być może w najbliższym czasie Pszeniczny gdzieś się pojawi a Jarmark Dominikanski to dla dystrybutora forma badania rynku, podobnie jak Van Pur promował swój "kwas" rok temu, jeszcze przed wypuszczeniem go na rynek. Van Pur też miał z resztą swoje stanowisko, ale raczej go unikam.



Tauras Gira tym razem był tylko w plastikowych półtoralitrowych butelkach za 12 złotych, a oprócz tego Wileński w dużej szklanej 1,5l butli, Retro Gira w cenie pięciu złotych oraz malutki Duonos Gira czyli Gubernija na rynek litewski.. Niestety, nie udało mi się dorwać nigdzie Backoriu. Pierwszy raz piłem też kwas z puszki (4zł) – był to квас оболонский czyli Kwas Obołoński od Obołońa – tego samego, który produkuje całkiem przyzwoity napitek w cenie niecałych czterech złotych za litr w plastikowej butelce, a który jest dość powszechnie dostępny w Polsce. W smaku były niemalże identyczne (puszkowy nie był nawet "przesiąknięty" puszką), czyli jak coca-cola z nutą razowego chleba i karmelu (choć od coli nieporównywalnie zdrowsze; jednakże to i tak nie jest taki "prawdziwy" kwas). Skład nieco się różnił. To jest skład butelkowanego Obołońa (Bohatyrskyj):

uzdatniona woda artezyjska, naturalny ekstrakt słodu jęczmiennego, aromat naturalny chleba razowego, cukier, olejek kminku, barwnik naturalny - karmel, kwas cytrynowy - regulator kwasowości, dwutlenek węgla, benzoesan sodu



Puszkowy natomiast zawierał cukier biały, wyciąg z nasion kminku, a przede wszystkim – nie zawierał benzoesanu sodu tylko był pasteryzowany. Dzięki temu mam porównanie w smaku pasteryzowanego kwasu i tego konserwowanego chemicznie i mogę zaświadczyć, że na pasteryzacji kwas (przynajmniej ten) absolutnie nie stracił walorów smakowych a jedynie zyskał jeszcze więcej walorów zdrowotnych. Współczesna pasteryzacja kwasów polega na pasteryzacji tunelowej, dzięki czemu eliminowane są drożdże przy jednoczesnym zachowaniu zdrowotnych, probiotycznych właściwości. Po 15 minutach podgrzewania kwasu do 65 stopni drożdże ulegają inaktywacji, ale spada także ilość dobroczynnych bakterii mlekowych - jednakże po dwóch dniach przechowywania w temperaturze pokojowej ilość bakterii wraca do poprzedniego stanu, dzięki czemu produkt nie traci wartości odżywczej.


W dwóch miejscach miałem też okazję spróbować kwasu chlebowego z beczki, domowej roboty.

Różnica pomiędzy takim kwasem a tym z marketów jest diametralna. Pierwszy kwas barwą i mętnością przypominał porządne piwo pszeniczne, był praktycznie pozbawiony gazu, a cały smak był zdominowany przez drożdże i coś podobnego do wanilli, przez co przypominał nieco płynne ciastka. Dziewczyna zasugerowała, że jest nieco skisły i niektórym faktycznie może się z tym skojarzyć (sam kwas z resztą powstaje poprzez "kiśnięcie" czyli fermentację mlekową), ale zepsuty, niezdatny do picia kwas pachnie jak kiszona kapusta i podobnie też smakuje. Tego nie da się z niczym pomylić, a aromat zepsutego kwasu jest tak charakterystyczny, że jeśli nie macie pewności czy jest zepsuty to na pewno nie jest, bo gdyby był to bylibyście tego pewni. Kwas był za słodki dla mnie, raczej bym go nie kupował regularnie gdybym miał taką możliwość, nieco przeszkadzał mi też brak gazu i zbyt drożdżowy smak.

Drugi kwas domowej roboty, który próbowałem na Jarmarku, był ciemnej barwy, prawie jak Porter, choć wpadał nieco w czerwień. Ten zawierał nieco gazu, aczkolwiek tak delikatnego, że ledwo łaskotał podniebienie. Był o wiele lepszy od tego pierwszego, ponieważ aromat chleba był lepiej wyczuwalny, drożdże tylko czasem gdzieś się tam przebijały, przypominał łagodniejszą wersję Smetoniska Gira. Podejrzewam, że do jego produkcji wykorzystano bardzo porządnie spieczone suchary, ale to tylko moje przypuszczenie.

Wypiłem kilka litrów kwasu a i tak odczuwam niedosyt. Jeśli będziecie na Jarmarku to nie zapomnijcie opić się kwasem.

/zdjęcia z google grafika





Festiwal Tradycji Kaszubskich 2014

Chwilę po opuszczeniu pociągu na stacji Gdańsk Główny w oczy rzucił mi się Gdański Salon Fajki – pięknie wyglądał z zewnątrz, aż zachęcał do wstąpienia, nie śmiałbym odmówić temu jawnemu zaproszeniu. Ku mojemu zaskoczeniu w gablotce stało kilkanaście tabakier wykonanych z rogu, w tym takie z górną częścią stylizowaną na głowę wilka, w życiu nie widziałem takiego czorta (jak się później okaże - nie są one znów taką rzadkością). Ceny niestety zaczynały się od 82 złotych w górę, więc zadowoliłem się zakupieniem Bernard Alkoholfrei za 14 zł (do wyboru były też inne Bernardy – Jubilaums, Amostrinha, DPF, jakaś świąteczna, z innych – podstawka Poschla, Maverick, Ganga, WoSy, Paule Gotardy, Biały Słoń i chyba coś tam jeszcze). Tak pocieszony, wyruszyłem ze znajomymi na Jarmark, choć długo nie chodziliśmy, może godzinę, bo obejście Jarmarku było w planach poniedziałkowych. Mimo to natrafiliśmy na tabakiery z rogu u pewnej pani, których cena zaczynała się już od 40zł (!), bowiem – jak nam pani opowiedziała – jej mąż pragnie, by każdy kto zawita na Kaszuby mógł sobie pozwolić na zakup tabakiery na pamiątkę, dlatego je wyrabia w tak niskich cenach. Dość niecodziennym dla mnie widokiem była też tabaka obecna w co drugim kiosku. Co prawda tylko Geisenhausenstandard (choć w jednym dojrzałem też Gangę) ale zawsze coś. Tak więc styczność z tabaką mieliśmy jeszcze zanim dojechaliśmy na miejsce.


Około 14:50 byliśmy już w Chmielnie. Nigdzie nie było miejsca do parkowania, ostatecznie zaparkowaliśmy gdzieś na płatnym parkingu kawałek za plażą, na której i tak było mnóstwo ludzi. Chmielno okazało się być uroczą mieściną otoczoną czystymi jeziorami, pagórkami i lasami.



Pierwszą myślą po wejściu na stadion gminny było coś w stylu "bida z nyndzo", bo na owym Festiwalu Tradycji Kaszubskich przywitały nas budki z hot-dogami, balonikami z helem, goframi i jakimiś bibelotami. Kawałek dalej było lepiej, bo zaczęły się pojawiać rękodzieła, powidła, kaszubskie jedzenie. I w końcu – stanowisko Pana Turzyńskiego z jego ślicznymi tabakierami. Moja dziewczyna czekała na to od dawna, więc sprawiła sobie śliczną tabakierę, a sam po chwili zdałem sobie sprawę, że również jestem uboższy o 60zł i bogatszy o kolejny rożek. Nie mogłem się mu oprzeć. Później podeszliśmy do pana Turzyńskiego raz jeszcze, bo chciałem zapytać jak powinienem dbać o tabakierę, czy są jakieś metody jej pielęgnacji, na co pan Turzyński odparł, że "muszę dużo z niej zażywać", uśmiechnął się i dopowiedział "no i nie może jej zamoczyć i trzeba chronić przed słońcem". Ponoć jak zmatowieje albo się porysuje to można szlifierką K2 wypolerować. Dowiedzieliśmy się też, że tabakiera Kamili jest wykonana z rogu krowy rasy Charolaise, a moja z mieszańca rasowego, przy czym te z Charolaise są wytrzymalsze, a z mieszańców bardziej kolorowe. I faktycznie, tabakiera Kamili już w ręce jest o wiele cięższa niż ta kupiona przeze mnie. Tabakiery zostały napełnione Bursztynową tabaką do pełna.






Kawałek dalej stał mąż tej pani z Jarmarku Dominikańskiego ze swoimi wyrobami – aczkolwiek miał nie tylko tabakiery, ale ogólnie wyroby z rogu - a jeszcze kawałek dalej pan Olszewski wraz z panem, którego imienia nie poznałem, ale poznałem zawartość jego tabakiery – a to trochę tak jakbym już poznał jej właściciela. Częstował wszystkich tabaką śliwkową ze swojego ogromnego, acz wysłużonego już rogu. W rękach miał donicę pełną tytoniu i tobacznika, tuż obok nalewkę bursztynową i inne rzeczy, których nie zdążyłem dojrzeć bądź nie zapamiętałem. Na stole leżała misa z tabakami Od Mistrza – Sosnową, Śliwkową i Bursztynową w cenie 5 zł za dużą saszetkę – taką samą, która na allegro kosztuje 15zł. Dziewczyna i ja wzięliśmy po zestawie, a z panem Olszewskim zrobiliśmy sobie potem zdjęcie.



Na końcu było jeszcze jedno stanowisko, pana Kręckiego. Miał do wyboru o wiele więcej gatunków tabak: Kaszubska, Myśliwska, Zbójecka, Wesoła, coś na "s" – nie znam tego słowa i nie zdołałem zapamiętać mimo usilnych prób i kilkukrotnego sprawdzania (ok, już sprawdziłem w necie, że to Stolema, kaszubski olbrzym) – Bursztynowa, Miętowa oraz Rybacka. Być może jakaś jeszcze, sam już nie wiem. Zbójecka intensywnie pachniała wiejską kiełbasą oraz czosnkiem i mimo całego swego uwielbienia dla kiełbasy i tabaki to nie byłem gotowy na mezalians obydwu i odpuściłem sobie jej kupno. Stolema pachniała podobnie, ale mniej intensywnie. Kupiłem trzy inne, ale o tym zaraz.



Potem był namiot TTI, gdzie częstowali Snuffy Weissem, a kawałek dalej namiot z dmuchaną tabakierą.




Jadąc na stadion mijaliśmy jeszcze jakąś Kaszubską Checz – centrum tabaki i tytoniu, więc męczyłem znajomym bułę byśmy tam też zawitali. Idąc tam poprosiliśmy o zdjęcie pewnego pana na rowerze, który okazał się być miłośnikiem regionu i opowiedział nam co możemy tu w okolicy zwiedzić, niestety nie zdążyliśmy nigdzie zawitać. W chacie mieli tabaki oraz tabakiery – ceramiczne oraz rogowe, też od pana Turzyńskiego, ale już od 110 zł w górę. Jeszcze takie ciekawostki mogę dodać, że proces robienia takiej tabakiery zajmuje około trzech tygodni a wprawiony twórca przy regularnym trybie da radę robić trzy dziennie. A pan Turzyński naprawdę wkłada serce w to co robi – gdy tylko wyciągnąłem swoją pierwszą tabakierę rogową po zakupie nowej, nawet nie przyglądając się jej zbytnio powiedział "o! To ode mnie!" - poznanie tabakiery rogowej własnego wyrobu po wielu miesiącach, w dodatku jeszcze pamiętał, że sprzedał ją przez internet, to dla mnie dość sugestywna wskazówka, że tabakiery robione są od serca. W dodatku subiektywnie patrząc, jak na mój gust, pan Turzyński robi najśliczniejsze tabakiery spośród wszystkich. No i sam też jest bardzo sympatyczny.



Co do mistrzostw samych. Uczestników było bardzo niewielu, bo ośmiu, a ja sam niewiele rozumiałem z tego co mówili uczestnicy bo albo mówili po kaszubsku, albo za cicho, albo akurat brałem udział w konkursie na namalowanie Snuffiego. Poszliśmy na to w czwórkę. Zadanie polegało na tym, że dostaliśmy "drewniane płótno" (nie wiem jak to nazwać inaczej, po prostu duża biała deska) oraz spreje i mieliśmy namalować co chcemy, byle gdzieś zmieścić logo Snuffy Weiss. Namalowałem Robaczka Żabaczka Tabaczka z głową będącą gronem winogrona (bo snuffy jest z cukru gronowego) i w czapce Mikołaja, która nie była czapką Mikołaja ale tabakierą rogową, z której sypała się tabaka prosto do nosa. Wyszło mi paskudnie. Liczyłem chociaż na nagrodę pocieszenia w postaci Snuffy Weiss (główną nagrodą były słuchawki), ale każdy uczestnik dostał nerkę, co jest jeszcze lepsze, bo Snuffiego znowu bym całego zjadł a tak miałem w czym nosić wszystkie tabaki. Koleżanka zajęła czwarte miejsce i oprócz nerki otrzymała też pokrowiec na aparat (chyba) w reklamówce Gawitha, którą mi później podarowała. Fajnie było poszprejować i coś za to dostać, dzięki TTI.



Wynik Mistrzostw nie był zaskoczeniem, miejsca 1-3 ułożyły się dokładnie tak jak się spodziewałem. Miejsce trzecie pani Genowefa Czech, miejsce drugie pan Tadeusz Makowski, miejsce pierwsze pan Andrzej Olszewski, który oczywiście zaśpiewał Nuty Tabacznika znane nam z reportażu o tym panu. Wygrał Złotą Tabakierę i 32 calowy telewizor. Może za rok też wezmę udział? :D Przy rozdawaniu nagród zaśpiewał też nieznaną mi wcześniej piosenkę, ale podejrzewam że była całkowicie zaimprowizowana, bowiem miała kilka zdań, nagle się urywała i zdawała się nie mieć jakiegoś większego sensu. Ale śmieszna była nawet.



Zakupiłem tabaki w trzech różnych miejscach:



Od Mistrza:

- Bursztynowa
- Sosnowa
- Śliwkowa



Za mało czasu miałem by móc powiedzieć o nich coś więcej, ale mogę porównać do tych z allegro – te świeżo kupione są wiele grubiej zmielone i o wiele bardziej wilgotne. Oczywiście jest to tabaka ręcznie robiona, więc każda partia nieco się różni od innych. W Śliwkowej nie czuję śliwek, a Sosnowa wyborna. Zdałem sobie sprawę też, że nie wiem jak pachnie Bursztyn. Ale skoro nalewka bursztynowa zdrowa, a jest w tabace, to i ta tabaka musi być zdrowa... o tyle o ile :D



Od Pana Rudolfa Kręckiego

- Wesoła
- Rybacka



Wesoła jest faktycznie wesoła, bo kręci w nosie, a w aromacie przypomina Lentilky. Serio. Cena za saszetkę to również 5zł, ale te są już mniejsze niż te Od Mistrza. O Rybackiej któryś z panów (nie wiem czy to był pan Kręcki) opowiadał na scenie o tym jak ją wymyślił, ale niestety nie wiem nic więcej poza tym, że miało to związek z jakimś marynarzem. Jest to po prostu tabaka wędzona, smakuje jak coś pomiędzy wędzonym serem a Amostrinhą. Czyli pychota. Niestety strasznie mnie piecze w nosie, w ten niemiły sposób w jaki piecze mnie tytoń Virginia, więc zapewne właśnie z tego gatunku jest zrobiona. Na spisie dostępnych gatunków było napisane, że ten pan sprzedaje tabaki "zdrowotne". To tam swoją drogą, ale wiecie jak miło było widzieć gdy pani w średnim wieku kupiła tabakę Myśliwską, spytała czy jest mocna, pan odpowiedział "nie jest mocna, jest taka akurat" a pani na to "a szkoda"? Była też ze starszą panią, która prawdopodobnie również lubiła zażywać, tak wnioskowałem po jej zachowaniu.



W Chacie Kaszubskiej:

- Cytrynowa
- Truskawkowa



Była też Różana, Miętowa i Diabelska, ale odpuściłem je sobie bo zawsze mogę napisać do tego sklepu i poprosić o sprzedanie mi ich przez internet. Najwyżej by nie chcieli wysłać, trudno. Cytrynowa pachnie jak żubrówka, więc pewnie dodana jest do niej trawa cytrynowa, a Truskawkowa sto razy lepsza od Bernard Magic Moment's – ba, widać w niej nawet kawałki suszonych truskawek. Szkoda, że była ostatnia saszetka.



Nie mam pojęcia kiedy ja to wszystko wysznupię, bo kaszubskie schodzą mi powoli. Ma ktoś jakiś pomysł jak zapobiec ich wywietrzeniu?



Na koniec było coroczne "bicie rekordu" w zażywaniu tabaki przez największą liczbę ludzi jednocześnie. Nie było szans pobić rekordu z 2009 roku (2271 osób), zażyło może ze 100 osób. Ale świetnie było w końcu widzieć kogoś zażywającego, kto nie jest w moim wieku tylko ludzi starszych, ludzi w kwiecie wieku, ludzi młodych i ludzi jeszcze bardziej starszych, w dodatku takich którzy czerpią z tego widoczną przyjemność. Fajne przeżycie. Tabakę sypali uczestnikom strażacy – były to np. Gawith Apricot i Grado.



(zdjęcie z Expressu Kaszubskiego ; jak mi dziewczyna podeśle zdjęcia to wrzucę też kilka od niej)



Krótko podsumowując: straganów było bardzo niewiele, policzyłbym na palcach obu rąk. Ale mi się podobało, bo straciłem więcej kasy niż planowałem no i nie codzień zażywa się tabakę jednocześnie z tyloma ludźmi. Ale jeśli Festiwal nie zmieni swojej formuły to już na zawsze pozostanie tylko takim świętem gminnym dla stałych bywalców, miłośników tabaki, zbłąkanych turystów i amatorów picia piwa. Nie było tam niczego czym mógłbym zachęcić kogokolwiek kto nie zażywa tabaki do odwiedzenia Festiwalu w przyszłym roku.



Pisząc to saszetki z tabaką kaszubską mam ze trzy metry ode mnie a nie mogę się skupić na tym co piszę bo aromat tak mnie przytłacza.



Wczoraj byliśmy jeszcze na Jarmarku i strasznie opiłem się kwasem chlebowym, ale to opiszę w stosownym wątku.



A to przywiozłem z wypadu: